poniedziałek, 8 grudnia 2014

Życie na statku: Pacyfik

Pozdrowienia z Północnego Pacyfiku dla wszystkich czytających. Znajduję się na pokładzie tankowca „Yukon Star”, właśnie płyniemy z Esmeraldas w Ekwadorze do San Francisco w USA. Minął już miesiąc od kiedy rozpocząłem rejs. Z Warszawy przyleciałem do San Francisco, przez Monachium. Następnie wypłynęliśmy do Ameryki Południowej. Zapraszam do przeczytania jak wygląda normalny dzień na oceanie.


Życie na statku dla mnie rozpoczyna się o 7 rano. O tej porze wstaję, żeby udać się na śniadanie. Posiłek to standardowo jajecznica i parówka, jednak z powodów żołądkowych musiałem zrezygnować z jajek, a parówki nie lubię, dlatego jedna wystarcza mi na śniadanie. O godzinie 8 rozpoczynam pracę na pokładzie. W zależności od potrzeby czyszczę pokład, maluję, usuwam rdzę, czy smaruję zawory.
Czasami zdarzają się zadania „ekstra”, tak więc ostatnie trzy dni spędziłem na zdrapywaniu starych napisów na kołach ratunkowych i malowaniu nowych. Praca była dosyć przyjemna, ale trzeba było ją dobrze rozplanować, żeby farba skończyła wyschnąć przed końcem pracy. O godzinie 10 jest 20 minut przerwy na kawę. Za kawą nie przepadam, ale przerwę spędzam razem z polską częścią załogi, przy ciastku, i w moim przypadku herbacie.

Kolejna przerwa, a zarazem koniec pracy na pokładzie dla mnie, to godzina 12. Do 13 mamy przerwę na lunch. Kucharz z Filipin świetnie gotuje i praktycznie codziennie jest coś innego. Czasami jest ryba, czasami stek. Zdarzają się dni kiedy dostajemy coś bardziej egzotycznego, na przykład kalmary. W niedziele zawsze są lody i cola jako dodatek.

Po godzinie 13 zaczynam pracować jako asystent trzeciego oficera. Jego pracę można streścić jednym słowem: SAFETY. Dlatego podczas pracy kontroluję i testuję środki ratunkowe, przygotowuję i rozwieszam muster listy (listy załogi z obowiązkami podczas niebezpieczeństw), czy konserwuję sprzęt pożarowy. Te zadania są świetnym szkoleniem, bo mogę wejść w każdy najmniejszy kąt statku, oraz znam już na pamięć wszelkie środki ratunkowe. Zostałem oddelegowany do takiej pracy, ponieważ, teoretycznie, pierwszą moją oficerską robotą na statku będzie praca trzeciego oficera. Tak pracuję do 16, z przerwą na kawę o 15.

Od 16 do 20 mam wolne, jednak o 17 jest dinner (obiad po angielsku, ale w praktyce to kolacja). Tutaj już nie ma takiej obfitości, jak podczas lunchu. Zazwyczaj jest kurczak z ziemniakami, albo wołowina z warzywami. Przy temacie posiłków, warto wspomnieć o załodze. Jadam w mesie oficerskiej z resztą załogi polskiej. Często toczą się rozmowy na temat podróży, życia marynarskiego, oraz tego jak było kiedyś. Rozmowy są bardzo ciekawe, tym bardziej, że czasami dochodzi do kłótni, przyjacielskich, ale kłótni.


Od 20 do 24 jestem na mostku razem z trzecim oficerem i marynarzem wachtowym Angelito, który ma za zadanie obserwować co się dzieje dookoła statku. Oprócz nawigacji podczas wachty, zajmuję się nanoszeniem poprawek do publikacji nautycznych, astronawigacją, czy testowaniem urządzeń łącznościowych. Przy okazji astronawigacji, naszło mnie jedno przemyślenie, w szkole mimo całego semestru 6h tygodniowo astronawigacji nie byłem w stanie się tego nauczyć, tutaj po dwóch wachtach umiem już bez problemu nawigować z gwiazd i ze słońca, co prawda, moja pozycja zazwyczaj różni się trochę od tej z GPS, ale największa różnica do tej pory to 10 mil morskich, czyli około 20km, co przy rozmiarach Pacyfiku nie jest dużą różnicą.

Podczas całego dnia, zdarza się że dostaję zadania specjalne od kapitana, zazwyczaj jest to zrobienie zdjęć na dowód o jakieś nieprzyjemnej sytuacji na statku, jak na przykład zasranego pokładu, czy zbyt dużej ilości śmieci. Czasami muszę pomóc przy obsłudze systemu informatycznego na statku.




 Tak wyglądają dni na Pacyfiku, niby nic szczególnego, ale jednak wiele osób pyta jak to jest na statku. Pozdrawiam z Pacyfiku i życzę miłego dnia.