Trzeci miesiąc siedzę
na pokładzie statku Yukon Star, w międzyczasie byliśmy w San
Francisco (Kalifornia, USA), Esmerldas (Ekwador), Panamie (kanał
panamski, przejście z Pacyfiku na Atlantyk), Houston i Beaumont
(Teksas, USA) i w Tuxpan (Veracruz, Meksyk). Słuchając opowieści,
a także bazując na własnych doświadczeniach, opowiem o roli
kobiet marynarzy. Roli bardzo trudnej, ale zarazem najpotrzebniejszej
dla nas, zamustrowanych na statku.
Marynarze różnie mówią
o swoich żonach i narzeczonych, często są to opinie w stylu że:
'My tutaj ciężko pracujemy, a one tam się bawią, za nasze
pieniądze'. Sporo moich kolegów, którzy tak się wyrażają, zaraz potem idzie zadzwonić, albo napisać do żony.
Wniosek? Wyrwali się spod pantofla? Nic bardziej mylnego! W ten
sposób próbują sobie zmniejszyć tęsknotę. Dodatkowo, sami mówią
jak mówią, ale nie pozwolą innym powiedzieć złego słowa o
swojej kobiecie.
Po tym dość długim
wstępie zajmijmy się rolą kobiety w życiu marynarza. Podstawową,
jest utrzymanie zdrowia psychicznego swojego męża, chłopaka na
statku. Zarówno świadomość że tam na lądzie ktoś na nas czeka,
jak i możliwość porozmawiania z najbliższą osobą sprawia, że
człowiek nie zapada się we własny morski świat. Kobieta
paradoksalnie jest celem podróży. Marynarze starają się pracować
jak najlepiej i jak najwięcej, tylko po to żeby kolejny dzień
zleciał, bo będzie to kolejny dzień bliżej końca – żony
czekającej na lądzie. Pozwala to nie zwariować, bo jednak bez
tego, niejeden marynarz byłby w stanie pływać non-stop. Bo i po co
wracać na ląd?
Bardzo ważną rolą
kobiety, jest oderwanie marynarza od tego, co się dzieje na statku.
Powiedzmy szczerze, wśród załogantów chcąc nie chcąc, oprócz
rozmów ogólnych, często toczą się te nawiązujące do spraw
wspólnych jak praca i życie, które dookoła niej się toczy.
Powiem więcej: nie da się zupełnie oderwać od tematów
około-statkowych, będąc członkiem załogi. Dzwoniąc, albo pisząc
do dziewczyny, żony, czy narzeczonej, można się oderwać od tego
małego morskiego świata. Czasem nawet głupie stwierdzenie że nic
się nie działo tam na lądzie, sprawia że robi się cieplej na
sercu. Bo takie 'nic' na lądzie i tak potrafi się zmienić w
kilkunastominutową rozmowę przez telefon, czy nawet kilkustronicowy
list. Rozmowa z taką osobą skutecznie oczyszcza myśli, dzięki
czemu można po raz kolejny ze świeżym umysłem stawić czoło
życiu na morzu.
Dużo bardziej przyziemną
sprawą jest pomoc przy kwestiach lądowych. Kobieta marynarza, nawet
jeśli bardzo nie chce, to jest przedłużeniem marynarza na lądzie.
Trzeba gdzieś pójść, coś załatwić (na przykład kończy się
ubezpieczenie samochodu, czy zanieść dokumenty do urzędu
morskiego), a niestety, akurat w tym czasie marynarz jest na statku.
W takim wypadku wysyła się żonę, żeby poszła i załatwiła. Bez
kobiety na lądzie, trzeba by wydzwaniać po znajomych i rodzinie,
żeby ktoś pomógł, gdy jest się nieobecnym.
Oczywiście, życie
kobiety marynarza nie jest usłane różami. Jednak o tym nie chcę
się wypowiadać, ale może wypowie się Asia.
Na koniec chciałbym
podziękować Asi. Dziękuję, za to że jesteś, za te wszystkie
listy i telefony. Bez Ciebie ten rejs nie miałby sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze nie na temat i obraźliwe będą usuwane z całą stanowczością ;)