poniedziałek, 26 stycznia 2015

Życie na statku: kobiety marynarzy.

Trzeci miesiąc siedzę na pokładzie statku Yukon Star, w międzyczasie byliśmy w San Francisco (Kalifornia, USA), Esmerldas (Ekwador), Panamie (kanał panamski, przejście z Pacyfiku na Atlantyk), Houston i Beaumont (Teksas, USA) i w Tuxpan (Veracruz, Meksyk). Słuchając opowieści, a także bazując na własnych doświadczeniach, opowiem o roli kobiet marynarzy. Roli bardzo trudnej, ale zarazem najpotrzebniejszej dla nas, zamustrowanych na statku.

Marynarze różnie mówią o swoich żonach i narzeczonych, często są to opinie w stylu że: 'My tutaj ciężko pracujemy, a one tam się bawią, za nasze pieniądze'. Sporo moich kolegów, którzy tak się wyrażają, zaraz potem idzie zadzwonić, albo napisać do żony. Wniosek? Wyrwali się spod pantofla? Nic bardziej mylnego! W ten sposób próbują sobie zmniejszyć tęsknotę. Dodatkowo, sami mówią jak mówią, ale nie pozwolą innym powiedzieć złego słowa o swojej kobiecie.

Po tym dość długim wstępie zajmijmy się rolą kobiety w życiu marynarza. Podstawową, jest utrzymanie zdrowia psychicznego swojego męża, chłopaka na statku. Zarówno świadomość że tam na lądzie ktoś na nas czeka, jak i możliwość porozmawiania z najbliższą osobą sprawia, że człowiek nie zapada się we własny morski świat. Kobieta paradoksalnie jest celem podróży. Marynarze starają się pracować jak najlepiej i jak najwięcej, tylko po to żeby kolejny dzień zleciał, bo będzie to kolejny dzień bliżej końca – żony czekającej na lądzie. Pozwala to nie zwariować, bo jednak bez tego, niejeden marynarz byłby w stanie pływać non-stop. Bo i po co wracać na ląd?

Bardzo ważną rolą kobiety, jest oderwanie marynarza od tego, co się dzieje na statku. Powiedzmy szczerze, wśród załogantów chcąc nie chcąc, oprócz rozmów ogólnych, często toczą się te nawiązujące do spraw wspólnych jak praca i życie, które dookoła niej się toczy. Powiem więcej: nie da się zupełnie oderwać od tematów około-statkowych, będąc członkiem załogi. Dzwoniąc, albo pisząc do dziewczyny, żony, czy narzeczonej, można się oderwać od tego małego morskiego świata. Czasem nawet głupie stwierdzenie że nic się nie działo tam na lądzie, sprawia że robi się cieplej na sercu. Bo takie 'nic' na lądzie i tak potrafi się zmienić w kilkunastominutową rozmowę przez telefon, czy nawet kilkustronicowy list. Rozmowa z taką osobą skutecznie oczyszcza myśli, dzięki czemu można po raz kolejny ze świeżym umysłem stawić czoło życiu na morzu.

Dużo bardziej przyziemną sprawą jest pomoc przy kwestiach lądowych. Kobieta marynarza, nawet jeśli bardzo nie chce, to jest przedłużeniem marynarza na lądzie. Trzeba gdzieś pójść, coś załatwić (na przykład kończy się ubezpieczenie samochodu, czy zanieść dokumenty do urzędu morskiego), a niestety, akurat w tym czasie marynarz jest na statku. W takim wypadku wysyła się żonę, żeby poszła i załatwiła. Bez kobiety na lądzie, trzeba by wydzwaniać po znajomych i rodzinie, żeby ktoś pomógł, gdy jest się nieobecnym.

Oczywiście, życie kobiety marynarza nie jest usłane różami. Jednak o tym nie chcę się wypowiadać, ale może wypowie się Asia.

Na koniec chciałbym podziękować Asi. Dziękuję, za to że jesteś, za te wszystkie listy i telefony. Bez Ciebie ten rejs nie miałby sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat i obraźliwe będą usuwane z całą stanowczością ;)