Pozdrowienia z Północnego
Pacyfiku dla wszystkich czytających. Znajduję się na pokładzie tankowca „Yukon Star”, właśnie płyniemy z Esmeraldas w
Ekwadorze do San Francisco w USA. Minął już miesiąc od kiedy
rozpocząłem rejs. Z Warszawy przyleciałem do San Francisco, przez
Monachium. Następnie wypłynęliśmy do Ameryki Południowej. Zapraszam do
przeczytania jak wygląda normalny dzień na oceanie.
Życie na statku dla mnie
rozpoczyna się o 7 rano. O tej porze wstaję, żeby udać się na
śniadanie. Posiłek to standardowo jajecznica i parówka, jednak z
powodów żołądkowych musiałem zrezygnować z jajek, a parówki
nie lubię, dlatego jedna wystarcza mi na śniadanie. O godzinie 8
rozpoczynam pracę na pokładzie. W zależności od potrzeby czyszczę
pokład, maluję, usuwam rdzę, czy smaruję zawory.
Czasami zdarzają
się zadania „ekstra”, tak więc ostatnie trzy dni spędziłem na
zdrapywaniu starych napisów na kołach ratunkowych i malowaniu
nowych. Praca była dosyć przyjemna, ale trzeba było ją dobrze
rozplanować, żeby farba skończyła wyschnąć przed końcem pracy.
O godzinie 10 jest 20 minut przerwy na kawę. Za kawą nie przepadam, ale
przerwę spędzam razem z polską częścią załogi, przy ciastku, i
w moim przypadku herbacie.
Kolejna przerwa, a
zarazem koniec pracy na pokładzie dla mnie, to godzina 12. Do 13
mamy przerwę na lunch. Kucharz z Filipin świetnie gotuje i
praktycznie codziennie jest coś innego. Czasami jest ryba, czasami
stek. Zdarzają się dni kiedy dostajemy coś bardziej egzotycznego,
na przykład kalmary. W niedziele zawsze są lody i cola jako
dodatek.
Po godzinie 13 zaczynam
pracować jako asystent trzeciego oficera. Jego pracę
można streścić jednym słowem: SAFETY. Dlatego podczas pracy
kontroluję i testuję środki ratunkowe, przygotowuję i rozwieszam
muster listy (listy załogi z obowiązkami podczas niebezpieczeństw),
czy konserwuję sprzęt pożarowy. Te zadania są świetnym
szkoleniem, bo mogę wejść w każdy najmniejszy kąt statku, oraz
znam już na pamięć wszelkie środki ratunkowe. Zostałem
oddelegowany do takiej pracy, ponieważ, teoretycznie, pierwszą moją
oficerską robotą na statku będzie praca trzeciego oficera. Tak
pracuję do 16, z przerwą na kawę o 15.
Od 16 do 20 mam wolne,
jednak o 17 jest dinner (obiad po angielsku, ale w praktyce to
kolacja). Tutaj już nie ma takiej obfitości, jak podczas lunchu.
Zazwyczaj jest kurczak z ziemniakami, albo wołowina z warzywami.
Przy temacie posiłków, warto wspomnieć o załodze. Jadam w mesie
oficerskiej z resztą załogi polskiej. Często toczą się rozmowy
na temat podróży, życia marynarskiego, oraz tego jak było kiedyś.
Rozmowy są bardzo ciekawe, tym bardziej, że czasami dochodzi do
kłótni, przyjacielskich, ale kłótni.
Od 20 do 24 jestem na
mostku razem z trzecim oficerem i marynarzem wachtowym Angelito,
który ma za zadanie obserwować co się dzieje dookoła statku.
Oprócz nawigacji podczas wachty, zajmuję się nanoszeniem poprawek
do publikacji nautycznych, astronawigacją, czy testowaniem urządzeń
łącznościowych. Przy okazji astronawigacji, naszło mnie jedno
przemyślenie, w szkole mimo całego semestru 6h tygodniowo
astronawigacji nie byłem w stanie się tego nauczyć, tutaj po dwóch
wachtach umiem już bez problemu nawigować z gwiazd i ze słońca,
co prawda, moja pozycja zazwyczaj różni się trochę od tej z GPS,
ale największa różnica do tej pory to 10 mil morskich, czyli około
20km, co przy rozmiarach Pacyfiku nie jest dużą różnicą.
Podczas całego dnia,
zdarza się że dostaję zadania specjalne od kapitana, zazwyczaj
jest to zrobienie zdjęć na dowód o jakieś nieprzyjemnej sytuacji
na statku, jak na przykład zasranego pokładu, czy zbyt dużej
ilości śmieci. Czasami muszę pomóc przy obsłudze systemu
informatycznego na statku.
Tak wyglądają dni na
Pacyfiku, niby nic szczególnego, ale jednak wiele osób pyta jak to
jest na statku. Pozdrawiam z Pacyfiku i życzę miłego dnia.